Dzieciństwo często spędzałam na wsi…
na swój sposób uczestnicząc w obrządkach gospodarskich.
Łąki – pola – lasy – babcine gospodarstwo z przydomowymi zwierzętami – bliski sercu klimat – przestrzeń – to wszystko dawało mi żywe obrazy, w których byłam wkomponowana – jakby odwiecznie – jakby na stałe…
Ach! – to piękno prostoty…
Później szkoła – dodatkowe obowiązki – nakazy – zakazy, potem praca – rodzina – mąż – dzieci – otoczenie…
Powstawały coraz większe ograniczenia siebie…
Już nie byłam współgrającą z otoczeniem – beztroską dziewczynką…
Nierozumienie świata narastało…Ciało rejestrowało bez ograniczenia – brak pewności siebie…Wrażliwość nie umiała się obronić przed otaczającym
– dziwnym wtedy dla mnie światem…
Widziałam i czułam – częstokroć współodczuwałam
– jak rozwijanie zamienia się w udawanie …
Brak wówczas zrównoważonej wiedzy o życiu – a jednocześnie o sobie poszerzałam przestrzeń do coraz większych rozmiarów nierozumienia.
Bezradność moja wobec widzianych wewnętrznym okiem problemów nie pozwoliła jednak tak dalej funkcjonować – zawsze coś jest po coś…
Miałam wtedy 33 lata – leczyłam się na bóle gardła (dziś wiem – brak wyrażania siebie).
Po próbie uczuleniowej – dostaję zastrzyk – penicylinę – przy którym następuje wstrząs.
Doświadczyłam jak ogromny wir z silnym dźwiękiem
i podmuchem unosi mnie w przestrzeni…
W pewnym momencie widzę z góry swoje leżące ciało.
Przeżyłam – jakby własną śmierć.
To zdarzenie odmieniło moje życie…
Stan błogości jaki czułam po powrocie do ciała – dzisiaj jest moim stanem odniesienia.
Patrząc przez pryzmat Wyższego Prawa Przyczyny i Skutku wdzięczna jestem za zdarzenie, które wyrwało mnie z zapętlenia – po prostu obudziło.
Zaczęłam bardziej zwracać uwagę na mówiące sygnały z ciała.
To przyczyna i skutek pozwalają nam istnieć w ciągu zdarzeń życiowych…
Oddając się Wyższemu Przewodnictwu…- nauczyłam się uwalniać emocje.
Transformując myśli…- bardziej świadomie zaczęłam ponownie odczuwać swoją wrażliwość, którą dzisiaj wykorzystuję przy rozpoznawaniu cieków wodnych, negatywnych energii pomieszczeń – smogów elektromagnetycznych, infradźwięków czy braku równowagi w nas. Po prostu – nauczyłam się odczytywać życie.
Myślą jestem przy sobie – stosuję różne odkryte
– praktykowane techniki uzdrawiania naturalnego…
Jako dypl. psychotronik – naturoterapeuta – bioenergoterapeuta – poetka
- jestem żywym przykładem świadczenia odradzania się w nas mocy przyrodzonej – którą dostaliśmy na starcie… To od nas zależy – czy chcemy na to zwrócić uwagę…- czy chcemy zainteresować się sobą…?
Każdy z nas ma mniejsze lub większe powroty do rzeczywistości – warto je utrzymywać w lekkości, błogości, radości…
Dzisiaj pomagam sobie i innym… a spełniająca się rzeczywistość pozwala nadal rozwijać się i jednocześnie prowadzić z mężem agroturystyczne gospodarstwo ECOSOCE w Socach – w Krainie Otwartych Okiennic na Podlasiu.
Chętnie dzielę się wiedzą – której działania poczułam na sobie…
na swój sposób uczestnicząc w obrządkach gospodarskich.
Łąki – pola – lasy – babcine gospodarstwo z przydomowymi zwierzętami – bliski sercu klimat – przestrzeń – to wszystko dawało mi żywe obrazy, w których byłam wkomponowana – jakby odwiecznie – jakby na stałe…
Ach! – to piękno prostoty…
Później szkoła – dodatkowe obowiązki – nakazy – zakazy, potem praca – rodzina – mąż – dzieci – otoczenie…
Powstawały coraz większe ograniczenia siebie…
Już nie byłam współgrającą z otoczeniem – beztroską dziewczynką…
Nierozumienie świata narastało…Ciało rejestrowało bez ograniczenia – brak pewności siebie…Wrażliwość nie umiała się obronić przed otaczającym
– dziwnym wtedy dla mnie światem…
Widziałam i czułam – częstokroć współodczuwałam
– jak rozwijanie zamienia się w udawanie …
Brak wówczas zrównoważonej wiedzy o życiu – a jednocześnie o sobie poszerzałam przestrzeń do coraz większych rozmiarów nierozumienia.
Bezradność moja wobec widzianych wewnętrznym okiem problemów nie pozwoliła jednak tak dalej funkcjonować – zawsze coś jest po coś…
Miałam wtedy 33 lata – leczyłam się na bóle gardła (dziś wiem – brak wyrażania siebie).
Po próbie uczuleniowej – dostaję zastrzyk – penicylinę – przy którym następuje wstrząs.
Doświadczyłam jak ogromny wir z silnym dźwiękiem
i podmuchem unosi mnie w przestrzeni…
W pewnym momencie widzę z góry swoje leżące ciało.
Przeżyłam – jakby własną śmierć.
To zdarzenie odmieniło moje życie…
Stan błogości jaki czułam po powrocie do ciała – dzisiaj jest moim stanem odniesienia.
Patrząc przez pryzmat Wyższego Prawa Przyczyny i Skutku wdzięczna jestem za zdarzenie, które wyrwało mnie z zapętlenia – po prostu obudziło.
Zaczęłam bardziej zwracać uwagę na mówiące sygnały z ciała.
To przyczyna i skutek pozwalają nam istnieć w ciągu zdarzeń życiowych…
Oddając się Wyższemu Przewodnictwu…- nauczyłam się uwalniać emocje.
Transformując myśli…- bardziej świadomie zaczęłam ponownie odczuwać swoją wrażliwość, którą dzisiaj wykorzystuję przy rozpoznawaniu cieków wodnych, negatywnych energii pomieszczeń – smogów elektromagnetycznych, infradźwięków czy braku równowagi w nas. Po prostu – nauczyłam się odczytywać życie.
Myślą jestem przy sobie – stosuję różne odkryte
– praktykowane techniki uzdrawiania naturalnego…
Jako dypl. psychotronik – naturoterapeuta – bioenergoterapeuta – poetka
- jestem żywym przykładem świadczenia odradzania się w nas mocy przyrodzonej – którą dostaliśmy na starcie… To od nas zależy – czy chcemy na to zwrócić uwagę…- czy chcemy zainteresować się sobą…?
Każdy z nas ma mniejsze lub większe powroty do rzeczywistości – warto je utrzymywać w lekkości, błogości, radości…
Dzisiaj pomagam sobie i innym… a spełniająca się rzeczywistość pozwala nadal rozwijać się i jednocześnie prowadzić z mężem agroturystyczne gospodarstwo ECOSOCE w Socach – w Krainie Otwartych Okiennic na Podlasiu.
Chętnie dzielę się wiedzą – której działania poczułam na sobie…